Rozdział II
Pewnego chłodnego październikowego popołudnia, zaledwie pół roku od śmierci przyjaciół, Walerian wracał pociągiem z uczelni w Bydgoszczy do Gniewkowa. Siedział w tym samym wagonie na swoim stałym miejscu, widział w większości te same twarze, które poznał jeszcze będąc studentem, a teraz widywał jako doktorant trzeciego roku. Na dworze siekał w szyby ulewny deszcz, przez co w wagonie wiało chłodem. Dzisiaj mężczyzna, już dwudziestosześcioletni, nie czuł się tak swojsko w tym miejscu. Wydawało mu się, że siedzi w obcym pociągu i wśród zupełnie nieznanych ludzi, mimo że jednocześnie patrzył na znajome twarze. Ponadto odczuwał coś niezwykłego i niepokojącego: miał wrażenie, że wokoło promienieje niczym światło lamp jakaś nieprzyjemna energia, tak silna, jak gdyby grzało na niego słońce z każdej strony ciężkimi promieniami. Jednak niczego nie widział. Nic się nie działo obok Waleriana, ale on czuł, że w pobliżu jest Coś lub Ktoś, od czego lub od kogo emanuje złowroga moc, która – jak sądził – oddziaływała jedynie na niego. Spróbował rozeznać się telepatycznie po otoczeniu. Jednak przez dłuższą chwilę czuł tylko myśli i uczucia ludzi z pociągu.
W pewnym momencie natknął się na coś dziwnego – jego umysł natrafił na mur telepatyczny, którego nie sposób było pokonać. A po paru sekundach tarcza się poszerzyła, uderzając w myśli Waleriana, chcąc wtargnąć w jego umysł i odciąć go od innych. On na to nie pozwolił. Cofnął się szybko i sprawnie, zamknął swój umysł i osłonił telepatycznie jak nigdy wcześniej. Czuł atak, ale nie wiedział, skąd ani przez kogo – ani dlaczego. Trwał krótko – po parunastu sekundach natarcie ustąpiło, zaś powietrze się oczyściło, wszystko stało się na powrót takie, jakim było zawsze. Pozostał szok i lęk przed nieznanym niebezpieczeństwem.
Walerianowi wydawało się, że walczył swoim umysłem z cudzym. Był pewny, że nie miał złudzeń, że to nie był sen, lecz przykra jawa. Wiedział już na pewno, iż nie jest jedynym telepatą na świecie. Przypuszczał to od początku, gdy zrozumiał, jaką zdolność posiada. Jednak jadąc teraz do domu, przekonał się nieprzyjemnie, że inni telepaci mogą być poważnym zagrożeniem dla pozostałych ludzi. Czuł przecież od obcego silną negatywną energię.
– Nie jestem jedyny, o nie… Jestem jednym z wielu, ale nie każdy jest po tej samej stronie. Obawiam się, że niestety nie… – zwierzył się Walerian przyjacielowi kilka godzin później. – To była moc kogoś, kto ma o wiele większy potencjał niż ja. I kto nie ma dobrych zamiarów. Nie wiem, dlaczego, ale wydaje mi się, że śmierć Kosmy i Artura nie była zwykłym morderstwem.
– A czym? – zdziwił się Błażej. – A co z dziewczynkami? Mają już prawie dwa lata… Czy one żyją? Po co ktoś je zabrał? A może zabił i gdzieś porzucił…
– Wątpię… – Walerian pokręcił głową. – Po tym incydencie w pociągu jestem przekonany bardziej niż wcześniej, że one żyją. Nie wiem, dlaczego. Mam nadzieję, że się nie mylę, że są bezpieczne, a pewnego dnia je znajdziemy…
– Chciałbym, żebyś miał rację… – Błażej opadł na fotel.
– Błażej… Ja się przeprowadzę po studiach nad morze. – orzekł po długiej chwili milczenia Walerian.
– Dlaczego? – Kolegę zamurowało.
– To przecież całkiem niedaleko, sto kilometrów… Ale nie o to chodzi. Tam poprowadzę dalsze badania genetyczne, będę się starać o profesorium, dobrze wiesz, jak mi na tym zależy. Chcę przy tym zgłębiać dalej swoją wiedzę na temat tego, co i dlaczego niektórych zmienia… – powiedział Walerian, wstając i podchodząc do okna. Wciąż padał ulewny deszcz.
– Ale czemu tam?
– Mam w Myszelicach posiadłość – spadek po dziadku, obecnie w kiepskim stanie, ale rodzice obiecali mi zrobić remont według moich życzeń. Co prawda, wypadałoby najpierw uzyskać doktorat, bo to ma być prezent. – uśmiechnął się lekko. – Poza tym tam mogę… rozwijać więcej niż działalność badawczą.
– Możesz jaśniej? Dawno nie mówiłeś tak tajemniczo. Na pewno nic ci nie jest po tym spotkaniu…? – zaniepokoił się Błażej.
– Spokojnie, jestem dalej sobą. Wiesz dobrze, jak bardzo liczy się dla mnie genetyka, a raczej jej wpływ na nas, ludzi. Spotkałem w życiu kilkanaście osób, które są mutantami, najprościej mówiąc. Ale wątpię, by było nas tylko tylu. Dzisiaj jestem tego pewny. – tłumaczył Walerian, patrząc na Błażeja poważnym wzrokiem. – Wiem, co przeżywałem, kiedy odkrywałem i rozwijałem swoje telepatyczne zdolności, obaj wiemy, ile wycierpiała z podobnych przyczyn twoja siostra. To coś podobnego do trudu dojrzewania… Ale o wiele trudniejsze.
– Chcesz pomóc innym? – zauważył Błażej, namyślając się. – Ale w jaki sposób? I jak znajdziesz tych, którzy są faktycznie inni?
– Już od jakiegoś czasu tworzyła się we mnie wizja stworzenia miejsca, w którym tacy jak ja mogliby swobodnie uczyć się żyć z tym, co otrzymali od natury ponad normę i uczyć się nad tym panować. Miejsca, w którym wskażę ludziom także drogę, jaką powinni się kierować w życiu. Po dzisiejszym spotkaniu mam wrażenie, że niektórzy mogą wykorzystać swoje zdolności przeciwko innym. Zwykli ludzie mogą być niebezpieczni dla samych siebie, co dopiero ktoś, kto ma takie zdolności jak Artur czy Kosma?
– No racja, Walerianie. Ale jak rozpoznasz, w kim coś jest nie tak?
– Ja czuję, gdy w kimś tkwi to coś, co sprawia, że jesteśmy inni. Czułem, a nawet widziałem to w twojej siostrze i w każdym, kogo znałem. Mniej lub bardziej, ale czułem coś w rodzaju energii, jaka od nich promieniowała. Tak jak dzisiaj. Chociaż nigdy w taki nieprzyjemny sposób… – westchnął Walerian. – Może mi pomożesz?
– Co? Ja?! Jak?!
– Razem moglibyśmy stworzyć miejsce, gdzie znaleźliby dom lub szkołę wszyscy ci, którzy tego potrzebują. Masz niezwykły talent do elektroniki, z całą pewnością wesprzesz technologią moją rezydencję.
– W tym semestrze dopiero obronię inżyniera, więc na razie nie zdam ci się na wiele. – rzekł Błażej. – A za te dwa lata będę magistrem, ale co to zmieni?
– Oj, mylisz się, przyjacielu. Studia i stopnie naukowe to tylko dodatek do tego, co się już ma, co ty masz, czyli inteligencję, pasję i twórczy umysł. Uważam, że za kilka lat stworzysz wiele niezwykłych urządzeń. Wierz mi. – Walerian był bardzo pewny tego, co mówił, dzięki czemu utwierdzał Błażeja w przekonaniu, iż mężczyzna poradzi sobie i spełni to, co planuje. Błażej poczuł też, że towarzysz ma rację – on sam, póki co ledwie dwudziestodwuletni chłopak, miał potencjał. Też chciał wiele osiągnąć. Wiedział, że razem można więcej i lepiej.
– To za dwa lata przenosimy się do Myszelic? – uśmiechnął się Błażej.
– Może wcześniej?
***
zdjęcie: pl.freeimages.pl